sobota, grudnia 10, 2011

157. Do dziełaaa! (Kolejna notka o tym samym, bez sensu i celu, ale fajnie się ją pisało.)

(Zawsze się zastanawiam, czemu ludzie myślą, że takie piosenki są o miłości międzyludzkiej. Przecież od razu widać/słychać, że to o Bogu! P.S. Oryginały rządzą.)

Hmm.

Hmm. Hmm. Hmm.

Choroba rozleniwia. Do takiego oto błyskotliwego wniosku doszłam przed paroma minutami. Właśnie go obaliłam. Przecież ja jestem z natury nieprzyzwoicie leniwa.

Cóż, mój chociaż-trochę-a-przynajmniej-bardzo-bym-chciała ścisły umysł domaga się nazywania rzeczy po imieniu. Tak, jestem leniwa. Ale nie zamierzam tego tak zostawić.

W zasadzie nie wiem, po co to piszę. Jeżeli ktokolwiek (no dobra, wiem że parę postów temu była jedna Ktokolwiek) to czyta, to od razu proszę o wybaczenie. Ale chcę od tej notki zacząć robić coś konstruktywnego. Nie znaczy to, że nie robię absolutnie nic pożytecznego. Jednak nie ma co marnować czasu, nie?

Przeczytałam w ostatnim czasie trzy książki w bardzo dużym stężeniu i pewnie czytałabym dalej w tak zastraszającym tempie, gdyby nie fakt, że na teraz wzięłam się za "Sklepy cynamonowe" i to mnie trochę przystopowało. Nie jest to lekka lekturka do kubka herbatki. Nad tymi opowiadaniami trzeba się czasem zastanowić, a przynajmniej skupić. Dlatego zastanawiam się, czy ich na razie nie odłożyć. Z drugiej strony proza poetycka jest cudowną odskocznią po potencjałach wydzielania produktów reakcji katodowych i rolnictwie ekstensywnym, roślinnym, częściowo towarowanym. Powinnam się też chyba zabrać za kolejną lekturę, ale jak o tym myślę... buuu. Chociaż to miłe iść na polski bez lęku.

Przewodnictwo nad grupą Domestos klasowej Szlachetnej Paczki uważam za zakończone sukcesem, co mnie niezmiernie cieszy, bo to dowód na wracanie do dawnej Magdy o zdolnościach przywódczych (nie mylić z niezdrową dominacją) i organizacyjnych, do Magdy, która osiąga coś w życiu. Osiąga dużo. Już nie tak jak kiedyś o własnych siłach, ale z Bożą pomocą i może dlatego wartość tych osiągnięć wydaje mi się większa. Możliwe jednak, że wydają się tak duże, bo dawno ich nie było. Ale już więcej nie dam się tłamsić. Mam swoją wartość. Drzemie we mnie ogromny potencjał. Jestem powołana do wielkich rzeczy! Na Jego obraz i podobieństwo.

Ja wiem, ja chcę, ja potrafię. Bo pragnienia nie są z niczego. Bo Bóg chce je spełniać. Chyba czas posłuchać o. Fabiana Błaszkiewicza. Coś czuję, że wpasowałabym się w jego klimaty. Chciałabym też jakoś uzyskać możliwość posłuchania jakoś o. Stacha, dominikanina, który prowadził rekolekcje u nas w szkole. Coś czuję, że chcę iść w tę stronę.

Na razie jednak czas na działanie, bo mogę sobie dużo pięknie pisać i słuchać, i planować, ale nic z tego nie wyniknie, jak się nie ogarnę. Jeszcze tyle do zrobienia! Napawa mnie to radością. Nie ma się czego bać. Będę góry przenosić. Może moja wiara jest maleńka, za mała... ale na szczęście to nie od mojej wiary zależą sukcesy. Jak dobrze, że jestem taka mała. Wtedy Jezus może mi pomagać!

Zabieram się za moje wielkie rzeczy! Sprawdzian z geografii, praca domowa z matmy. Zmycie naczyń (nawet nie wiecie jakie to dziwne dla osoby, która wychowała się w towarzystwie zmywarki... zepsuła się pierwszy raz!) i powieszenie prania. Może przygotowanie spotkania, a jak nie, to jutro. Nic takiego? Ha! Zobaczycie, jak to zmieni świat. Jeszcze się przekonacie, jaką to ma wagę.

"Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w małych rzeczach, nad wielkimi cię postawię: wejdź do radości twego pana."

1 komentarz:

  1. Wchodzę nagle, a Ty tu ciągle jesteś! :) Miłe zaskoczenie. Wiesz, co przeczytałam poprzednie notki i jakoś tak zatęskniłam za blogowaniem. A tak co do notki to też ostatnio odkrywam wielkość małych rzeczy!

    OdpowiedzUsuń