sobota, marca 20, 2010

141. O tym, jak komputer zawładnął moim światem, jak zaczynam z tym walczyć i jak się o Was boję.

"(...) uświadamiamy sobie wieloraką niewolę, w jaką uwikłane są nasze serca. Pragnąc w pełni wyzwolić siebie (...) abyśmy mogli swoją wolnością wyzwalać (...)"
 modlitwa za Krucjatę Wyzwolenia Człowieka

Postanowienie walki z samą sobą dojrzewało we mnie już od jakiegoś czasu. Często robiłam sobie różne postanowienia, jednak one nie działały. Potrzebowałam impulsu, mocnego doznania, czegoś, co gwałtownie sprowadzi mnie na ziemię.

Komputer poznałam mając ok. 5 lat. Wtedy miała go moja przyszywana ciocia i podczas wizyt u niej, grałam sobie w Simsy. Później i my kupiłyśmy ten, nowoczesny jak na tamte czasu, sprzęt. Windows 98 i moje pierwsze gry. Mama, dbając o mój prawidłowy rozwój, zafundowała mi edukacyjne quizy i tego typu rzeczy. I tak rozpoczęła się moja przygoda z komputerem....

Odkąd pamiętam, bardziej lubiłam patrzeć, jak ktoś gra na komputerze, niż sama grać. Od pewnego momentu spotkania z przyjaciółmi przestały być takie jak kiedyś. To było mniej więcej w klasach 1-3 podstawówki - za każdym razem, kiedy umawiałam się z kimś w domu, kończyło się to graniem na komputerze. Czasami wpadały nam do głowy inne pomysły, jednak zawsze wracałyśmy do Simsów czy Heroes. Mama widziała, że coś jest nie tak. Wprowadziła ograniczenia - jedna godzina komputera dziennie.

Jednak po jakimś czasie zasada ta przestała obowiązywać, a komputer na powrót stał się najważniejszym sposobem spędzania wolnego czasu. Gadu-Gadu było włączone praktycznie cały dzień. Kiedy przechodziłam fazę na mangę i anime, potrafiłam ok. 12 godzin praktycznie nie odchodzić od komputera - ew. góra na 10 minut, żeby wyjść z psem. Przesiadywałam tak, oglądając kolejne serie, czytając fora o m&a, gadając na gg, szukając rysunkowych inspiracji. Zazdrościłam Karolinie, że jej rodzice aż tak nie kontrolują i mając laptopa może siedzieć na nim po nocach. W weekendy i podczas wakacji pożyczałam od mamy jej przenośny komputer i leżąc w łóżku do pierwszej-drugiej w nocy surfowałam po Internecie. Rano włączałam mój stacjonarny komputer ok. 11, jak tylko wstałam. Przy komputerze jadłam śniadanie, i tak już do jakiejś drugiej w nocy.

Potem fascynacja m&a uciekła, ale komputer nadal był moim nieustannym towarzyszem. Wkraczałam powoli w etap, na którym jestem teraz. Jak jest teraz?

Kiedy wracam ze szkoły, rzucam plecak, ewentualnie wychodzę z psem i kieruję się do mojego pokoju - włączam komputer. W czasie, kiedy wszystko się ładuje, zdejmuję buty i kurtkę. Siadam na krześle po turecku, włączam radio. Oczywiście gg, Wizaż, nasza-klasa, Demotywatory, forum Oazy, fronda, youtube... Gdy to już mi się znudzi, uruchamiam Croca, Mario albo inną grę... Gdy już i tego mam dosyć, potrafię układać pasjansa, na nowo instalować Simsy, wpisywać głupoty w Google. Nie potrafię jednak zrobić jednej prostej rzeczy - odejść od komputera.

Kiedy tylko mam taką możliwość, rzucam się na komputer jak wygłodniały pies na mięso i bronię go przed kimkolwiek, kto odważy się zbliżyć. Jeżeli to mama chce z niego korzystać (nie więcej niż pół godziny dziennie), ogrania mnie wściekłość, miotam się po pokoju i nieustannie ją pośpieszam. Ciągle sobie jakoś tłumaczę moje przesiadywanie przy komputerze - przede wszystkim jest to spowodowane moim prawie (bo mam nadzieję, że udało mi się go tak całkowicie uniknąć) uzależnieniem od GG. Wmawiam sobie, że MUSZĘ mieć NIEUSTANNY kontakt ze wszystkimi. Że MUSZĘ CAŁY DZIEŃ mieć każdego pod ręką. Dlatego Gadu jest ciągle włączone. Bo ubzdurałam sobie, że to mój kontakt ze światem zewnętrznym. Paranoja!

Rozrywka - komputer. Szukanie informacji - komputer. Kontakt z ludźmi - komputer. Nie wiem, co ze sobą zrobić - komputer. Chcę coś stworzyć ciekawego - komputer. Szukam porady - komputer. Chcę coś obejrzeć - komputer. Chcę posłuchać muzyki - komputer.

Litości!

Przemiana zaczęła się od tego, że czytałam po raz kolejny cykl książek o Ani z Zielonego Wzgórza. Zachwycona ostatnim tomem, losami córki Ani, Rilli, zrozumiałam jedną rzecz. W sumie to był cios. 

Rilla nie miała komputera!

No tak, w sumie trudno się dziwić, żyła na początku dwudziestego wieku. 

Ale wiecie, co mnie zadziwiło?

Rilla nie miała chwili, żeby się nudziła! A ja? Mam komputer i się nudzę.

I zaczęłam się zastanawiać.
I zrozumiałam, jakie to wszystko jest chore, smutne, strasznie, potwornie beznadziejne i na dodatek - niebezpieczne. I zrozumiałam, że muszę coś zrobić, bo jestem zniewolona. Codziennie modlę się słowami modlitwy, której części zacytowałam na początku notki. I, jakaż to jest hipokrytka! Jakie to jest zakłamanie! Obłuda. 

Muszę się uwolnić, nie mogę być zniewolona. 

Tak naprawdę nie chodzi o to, ile czasu spędzasz przy komputerze, ani na co ten czas przeznaczasz. Chodzi o samo podejście. Przemódl to. Powiedz Jezusowi, że nie wiesz, czy to zdrowe. Ja prosiłam Go, żeby pomógł mi napisać tę notkę. Myślę, że to Jego pomysł. Bo może Was da się uratować. Może jeszcze nie zabrnęłyście tak daleko, jak ja. 

To nie zależy od tego, ile czasu spędza się na komputerze, bo nawet teraz, kiedy ograniczyłam to do godziny dziennie (w weekendy - dwóch), mam te same skłonności. Sprawdziłam wszystko, co chciałam, zrobiłam to, co miałam zrobić, ale nadal siedzę, gapię się w monitor, zastanawiam się, jak spożytkować ostatnie 15 minut. Jestem nawet gotowa przedłużyć czas, bo widzę, że pewien Ktoś jest na naszej-klasie. Zatem może jest i na GG? Może się odezwie? Wtedy na pewno załamałabym przyrzeczenie dane Bogu i sobie samej.

Pewnie może Was dziwić i śmieszyć to, że o niby tak błahych sprawach piszę tak poważnie i tak się nimi przejmuję. Ale widzę, co się ze mną dzieję i tak bardzo się boję, że i Wam się to przytrafi.

Nie, to nie ma być negatywna notka z wołaniem o pomoc. Ja mam swoją zasadę ograniczania komputera dopiero od dwóch dni. Wczoraj i dzisiaj. Walczę.

Zrobiłam sobie listę rzeczy, które mogę robić zamiast kompa. Byłoby ich znacznie więcej, ale nie starczyło mi kartki. Zanotowałam jednak:
 - modlitwa,
 - Pismo Święte - czytanie i rozważanie,
 - czytanie książek,
 - pisanie pamiętnika,
 - pisanie mojego "religijnego zeszytu",
 - nauka do szkoły,
 - nauka angielskiego, 
 - granie na gitarze,
 - śpiewanie,
 - sprzątanie łazienki,
 - zajmowanie się paznokciami,
 - uzupełnianie kalendarza i list ToDo,
 - sprzątanie półek, stołu, biurek,
 - słuchanie muzyki,
 - prasowanie,
 - pranie, mycie naczyń,
 - odkurzanie,
 - gotowanie, 
 - eksperymenty z modą i makijażem,
 - spacer z psem,
 - zabawa z psem,
 - długa kąpiel,
 - i wiele, wiele innych.

Teraz, kiedy WIEM, że to MOŻLIWE, umiem sobie z tym radzić. Dzisiaj zapewne siedziałabym cały dzień przy kompie, ale nie, nie dałam się, a to daje siłę do dalszej walki. Posprzątałam półki, biurka i stół, wytarłam kurze, byłam z mamą na zakupach, byłam na długim spacerze z psem, odkurzyłam, właśnie robię sałatkę owocową, przepisałam lekcje, pomagałam mamie w remoncie w kuchni, oglądałam trochę telewizję. Chociaż przez pewien czas towarzyszyła mi myśl o tym, że pooooszłabym na kooooompa, walczyłam z nią i JA tę walkę wygrałam. I wiem, że potrafię. 

Dlatego proszę Was, dziewczyny, Wy też się nie dajcie. Nie wiem do końca, jak z tym u Was jest, ale wiem, że u mnie też zaczynało się niewinnie. Wystarczy zacząć od ocenienia swojego stosunku do komputera. Wnioski przychodzą same.

Trzymam za Was kciuki, obejmuję Was modlitwą i o nią proszę, o wytrwanie w mojej walce.

Nie dajcie się zniewolić!

4 komentarze:

  1. Ta notka mi uzmysłowiła, że siedzę za dużo na kompie, aczkolwiek ja mam zawsze coś do roboty... Nigdy nie było tak, żebym siedziała i "kreśliła prostokąty". Bywa jednak, że robię kilka rzeczy na raz i nadal się nudzę... To nie jest fajne xD.
    No nic ja się już nie rozpisuję. Mam nadzieję, że wygrasz walkę i szybko wrócisz do sql bo tęskniam ;] Spokojnych i ekonomicznych senków ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze: bardzo Ci dziękuję za ziszczenie pomysłu Szefa w postaci tej oto notki. Wiele mi ona uświadomiła, bo wcześniej obraz osoby uzależnionej od kompa dla mnie wyglądał tak: kiedy ktoś na chwilę zabierze mu z oczu komputer to rzuca się jak szalony i jest strasznie agresywny, słyszałam nawet o takich przypadkach 'padaczki komputerowej' - człowiek bez komputera nagle zaczyna się telepać, a z ust wycieka mu piana. Jednak to już naprawdę zaawansowane przypadki. Teraz wiem, że tak na serio to mało jest na świecie osób nieuzależnionych od kompa (mam rację?) Myślę, że ten problem po części dosięgnął również i mnie. Co prawda dzielę laptoka z siostrą, więc tak patrząc obiektywnie to nasz czas siedzenia przy kompie nie jest sprawiedliwie podzielony. Zrozumiałam też dlaczego Bóg chciał, żebym miała pokój z siostrą. Po to, żebym potrafiła się dzielić, żebym uczyła się cierpliwości, ale też po to, żebym w jakimś dużym stopniu nieuzależnia się od kompa. Tak to sobie właśnie rozkminiłam. Myślę, że jakbym miała sama tego laptopa to siedziałabym przy nim całymi dniami i nocami, a tak mam ograiczenie. Aczkolwiek już na tyle przyzwyczaiłam się do tego, że kiedy siostra przychodzi do domu to odrazu ustępuje jej miejsca, także awantury żadnej nie ma. Aczkolwiek mam problem z tym jedzeniem przed kompem. Już rozumiem dlaczego tak to denerwuje moją mamę. I to będzie właśnie moje pierwsze postanowienie do takiej poważnej już walki z kompem: będe jeść w kuchni. Ale mama się zdziwi xD Chociaż tak w sumie już jakiś czas temu zaczełam już taką małą, nieoficjalną walkę z nim. Kiedy zaczęłam się tak na poważnie uczyć. Cieszę się, zwykle potrafiłam powiedzieć sobie: dość tego kompa na dzisiaj. Co prawda nigdy nie miałam jakiś wielkich problemów z kompem, ale ta postawa może w jakimś stopniu u mnie występuje. W sumie zdarza mi się czasami kreślić prostokąty, ale za 5 min. mi się to nudzi i oddaje kompa siorce. Jak teraz na to patrzę to podziwiam moją mamę, bo ona jedyna w naszym domu nie korzysta w ogóle z komputera. Nie wiem jak ona się uchowała, aleszacun dla niej xD Pozdrawiam i będę się modlić, ale i Ty nie ustawaj w modlitwie za mnie ;) Ale się rozpisałam! O.o ojejku... przepraszam ._.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy powinienem tutaj pisać - skoro - jak czytam w tekście jest to skierowane do określonych dziewczyn. Zaskoczyło mnie, że są jeszcze osoby w młodym (ba!) bardzo młodym wieku, które wierzą w Boga, a co więcej starają się o życie duchowe, a nie tylko o nowe spodnie i imprezy. Co więcej - interesują się swoim wyznaniem, hagiografią, zamierzchłymi modlitwami.

    Co do treści posta - myślę, że to nie tylko Twój kłopot. Niejedna osoba dzisiaj bez portalów typu nasza-klasa czy innych żyć nie może. W moim przypadku nie wiem czy to uzależnienie czy po prostu najlepsze zajęcie wobec innych. Bo bez internetu wytrzymałbym jednak. Nie można też komputera oceniać tylko ze strony nałogu, bo wiele rzeczy pozytywnych, nawet bardzo można dzięki niemu poznać.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie - poszli.blogspot.com - tematyka mniej religijna (jak na razie), bo też polityka (tfu!), muzyka i inne takie - dopiero zaczynam.

    OdpowiedzUsuń
  4. zapomniałam prawie co chciałam napisać po tym jak zobaczyłam imponujące rozmiary zamieszczanych tutaj komentarzy... tak czy inaczej muszę Ci powiedzieć, że zaskoczyłaś mnie zupełnie :) nie podejrzewałam Cię o taki związek z komputerem. obiecuję Ci dzisiejszą modlitwę ;*

    OdpowiedzUsuń