piątek, sierpnia 20, 2010

147. Małe dobro.

Ogólnie rzecz biorąc, to muszę pisać. Zżera mnie to od powrotu z pielgrzymki. Wygląda na to, że pisać kocham i pisać muszę. Samo czytanie (notabene, tylko internetowe... ech, a stosy książek się kurzą!) już mi nie wystarcza. Potrzebuję tworzenia spójnego, logicznego (w miarę) tekstu, poprawnego gramatycznie i stylistycznie, wyglądającego estetycznie i zdatnego do przeczytania. Mamo, ale ja mam dziwne pomysły. I dziwne rzeczy sprawiają mi przyjemność. Ale to prawda - poprawne pisanie tekstu, który na dodatek wygląda estetycznie daje mi dziwną frajdę. Cóż, lepsze to, niż jakieś narkotyki, nie? 

Od jakiegoś czasu łazi za mną pomysł, żeby tu czasami skrobnąć tak w ramach inspiracji dla Was (i fajnej pamiątki-przypominacza dla siebie samej) o moich dobrych pomysłach i przyzwyczajeniach (tak, mam czasami naprawdę dobre pomysły!). Nie wiem, czy to coś zmieni dla Was, ale może mnie samej przyda się do mobilizacji? Pewnie trudno się domyśleć, o co chodzi, haha. To takie moje drobnostki, które mimo wszystko uważam za godne uwagi.

  • Zawsze, kiedy widzę lub słyszę przejeżdżającą karetkę, odmawiam króciutką modlitwę, mówię: Panie, opiekuj się tymi, do których ta karetka jedzie, których wiezie oraz wszystkimi jej pracownikami. Dzięki Duchowi Świętemu, weszło mi to w nawyk, bo sama na pewno bym o tym nie pamiętała. Mam nadzieję, że to coś daje... Wierzę, że mój wysiłek (wysiłek odwrócenia na chwilę uwagi od ówczesnych zajęć) zostaje w Niebie doceniony.
  • Wchodząc do jakiegoś domu, szczególnie takiego, gdzie jestem przyjmowana, zapraszana, mówię w duchu: "Pokój temu domowi". Nauczyłam się tego na pielgrzymce, w sumie samo jakoś do mnie przyszło. Na początku miałam trochę wątpliwości, czy mam prawo coś takiego mówić (wydawało mi się to odpowiednie tylko dla kapłana...), ale potem stwierdziłam, że to w Imię Jezusa Chrystusa i dla dobra mieszkańców, a poza tym wciąż wierzę, że to sprawka Ducha Świętego.
  • Gdy mijam ludzi, którzy w jakiś sposób mi "nie pasują", czy to wyglądem, zachowaniem, czy w jakikolwiek inny sposób wydają mi się "potrzebujący" (chociażby modlitwy), w sercu wzdycham: "Panie, błogosław im" i wracam do poprzednich rozmyślań.
  • Czas samotnej drogi dokądś i spacerów z psem staram się poświęcać modlitwie i rozmyślaniom o Bogu, albo śpiewaniem w duszy (no, na spacerach z psem to zdarza mi się też śpiewać na głos...). Moje myśli bardzo łatwo odbiegają w inne strony, ale gdzieś ostatnio czytałam, że każdy taki powrót do Boga, nawet w myśli czy modlitwie, jest już zwycięstwem. Dlatego wracam i rozmyślam - o PŚ, o potędze Jezusa, o tym, co powiem bierzmowanym (czasami przygotowuję w głowie kompletne wykłady...), o moim życiu... Nie chcę marnować ani chwili!
  • Uśmiecham się do mijanych ludzi na ulicy. To z początku było bardzo trudne, przełamać się i uśmiechać do każdego, kogo spotkam, ale z czasem niesie to coraz więcej radości. To jest też jedno z moich pielgrzymkowych postanowień - nieustannie się uśmiechać, niezależnie od własnego nastroju. Na pielgrzymce śmiałam się bez przerwy do każdego człowieka i czułam, że to ma sens. Zresztą, na rekolekcjach usłyszałam (w zasadzie to przeczytałam) od dwóch osób, że mój uśmiech im pomaga i mam go częściej używać... Sama czuję się w pewnym sensie odpowiedzialna do niesienia mojej radości całemu światu... Nawet, jeśli jest aktualnie ukryta pod płaszczykiem smutku. (Nawiasem mówiąc, czytałam niedawno o tym, że średniowieczni mnisi uważali, że smutek jest jedną z rzeczy, która najbardziej oddala od Boga, egzorcyzmowali nawet demona smutku! To jest coś na dzisiejsze depresyjne czasy!)
  • Co najmniej połowę spędzanego czasu na komputerze (którego jest stanowczo za dużo!.. znowu) poświęcam na sprawy "Boże". Inaczej byłby już naprawdę kompletnie zmarnowany.
  • Jedna z najważniejszych rzeczy w moim życiu, która jest podstawą prostoty i prowadzi do prawdziwej radości... Nie zastanawiam się, co sobie ludzie pomyślą. I nie chodzi mi w tym momencie o te sloganowe hasła: "Jestem sobą, możesz mnie nienawidzić, ale to właśnie ja... blablabla...", nie. Chodzi mi o to, że pytam, jeśli czegoś nie wiem, mówię, jeśli czegoś nie rozumiem, robię to, co czuję, że powinnam, mówię to, co myślę, choć czasami to gorzka prawda dla mnie i innych. Przestałam się przejmować tym, co myślą inni, a zaczęłam tym, co myśli Pan Bóg. I wychodzi mi to na zdrowie!
  • Wprowadziłam zasadę "Nie ma czytania - nie ma śniadania" i każdy dzień rozpoczynam modlitwą psalmem. Nie wierzyłam wcześniej do końca w to, że jak rano przeczytam Słowo Boże, to ono będzie potem dalej żyło we mnie i takie tam... To naprawdę niesamowite, ale tak jest! Przez cały dzień towarzyszą mi niektóre słowa psalmu, albo jego ogólna treść, ja naprawdę... żyję nim aż do wieczora! Najważniejsze to żyć Słowem Bożym, nie? Nie wiedziałam, że to będzie aż takie proste do rozpoczęcia.
  • Na koniec jeszcze coś... mało odkrywczego i rewolucyjnego, w sumie to pewnie dla Was normalna sprawa. Szczera, prawdziwa modlitwa do Matki Bożej, a właściwie to do Maryi albo Mateczki - gdy tak się do Niej zwracam, jest mi bliższa. Nie byłam z Nią za bardzo związana, ale podczas pielgrzymki postanowiłam sobie: "Ja muszę pokochać Matkę Bożą!". I wciąż uczę się Ją kochać. Ogromnie cieszę się, że miłość to nie tylko uczucie, emocja, ale postawa, bo skoro to postawa, to ja Mateczkę już troszkę kocham. Gdyby to było tylko uczucie to Jej i wielu innych osób nie kochałabym wcale. A tak, co dzień z Nią rozmawiam, proszę o wstawiennictwo, szukam własnej drogi do Jej opiekuńczych ramion i patrzę, jakby tu się do Niej zbliżyć. I widzę niezmierzone łaski, jakie mi wyprasza, za to tylko, że ja jej szukam na oślep.
Amen! Oby codziennie tych moich małych ofiarek przybywało. Dopiszcie też swoje, ubogacajmy się nawzajem! 


5 komentarzy:

  1. Podobają mi sięte Twoje praktyki! ^^ Niektóre z nich też sama stosuję, niektóre być może jeszcze wykorzystam, o nie... na pewno wykorzystam! Super pomysły. :) Ja nie mam takich wiele, ale np. dosłownie przed znakiem pokoju mówię w duchu: Panie, daj mi pokój serca ( albo po prostu Swój pokój), abym mogła przekazywać go innym. I zawsze podaje ludziom ręke z uśmiechem i zwykle staram się patrzeć przy tym ludziom w oczy. I mnie samej sprawia to ogromną frajdę, lubię to. Następne to to co pewnie same robicie, czyli stały kontakt z Bogiem, czyli myślenie o Nim cały czas, oczywiście nie chodzi o takie myślenie na siłę, ale mi to sprawia wielką przyjemność. To co mówiłaś Ty, błogosławienie ludzi na ulicy, czy gdziekolwiek indziej( chociaż o tym nie zawsze pamiętam niestety) No i to co powiem teraz bdzie dziwne - sprzątanie pokoju na bierząco. :) Co tam jeszcze? Hmmm... Do tej pory miałam zasadę żeby codziennie przecztać conajmniej krótki fragment Pisma Świętego i otwierałam Biblie na byle której stronie, bo właściwie nie zastanawiałam się co dokłdnie chce przeczytać i czasami zaczytywałam się tak, że czytałam całą Księge na raz, ale teraz nie wiem czy dalej będe tak robić odkąd wprowadziłam ten plan czytania Biblii... Ogólnie to pokochałam modlitwę Pod Twoją obronę i O mój Jezu i codziennie wieczorem powtarzam Jezu ufam Tobie! :) Zawsze przed Mszą Świętą modlę się o pokój serca i skupienie, ale to pewnie jest normalka... :pp Pewnie jeszcze coś by się znalazło, ale nie chce mi się myśleć i tak już za długi ten komentarz się zrobił xD

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeja jak się Lejdi ZgAga rozpisała, nie wiem czy podołam xD
    No więc notka dała mi do myślenia, nigdy bym nie pomyślała, że takimi drobnymi gestami można tyle zdziałać dla innych i samego siebie. To chyba czas na zmiany w moim małym niedoskonałym światku. W sumie z tym kurcze chyba powinnam użyć słowa "błogosławieństwem" miałam do czynienia przed spowiedzią koleżanki. Ja już byłam po spowiedzi pełna takiego spokoju a ona akurat czekała przed drzwiami na księdza, aż przyjdzie po nią i pójdą na spowiedź. Nie to, że jej nie lubiłam czy byłam uprzedzona po prostu miałyśmy niezbyt bliskie stosunki i wtedy odczułam taką straszna potrzebę zrobienia jej krzyżyka na czole. W sumie głupio się po tym czułam bo kl. Paweł który siedział nieopodal na krześle aż zdębiał i patrzył na mnie jak na ufoludka i też nie wiedziałam czy to było ok. czy tak może tylko ksiądz. Ale w sumie nikt nie miał pretensji a kiedy ona dostała dar modlitwy ja od niej za ten krzyżyk dostałam cały różaniec w mojej intencji ^^ Więc chyba takie gesty się opłacają nie? xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę Ci Twojej wiary - ja już tak nie umiem.
    Natalia
    http://mojportret.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Sporo tych "małych ofiarek" jest ;-)
    Ja może napiszę mało odkrywczo...
    Ale po ostatnich rekolekcjach bardziej zwracam uwagę, by każdy dzień i WSZYSTKO co robię, robić na Chwałę Pana i Jemu powierzać.
    Bardzo mnie to mobilizowało tydzień po powrocie, kiedy zostałam na 7 dni z moimi braćmi (rodzice wyjechali) i byłam zmuszona gotować, prać, sprzątać, zmywać... robić właściwie wszystko - dla siebie i dla nich. I praca szła niesamowicie sprawnie i ochoczo ;D A kiedy tylko pojawiała się chwila zniechęcenia.. zaraz oddawałam to Panu i uświadamiałam sobie, że służąć braciom, służę Jemu ;-) Takie proste... ale chyba nie do końca zawsze sobie to uświadamiamy ;] I teraz widzę, że nawet kiedy rodzice są w domu, o wiele łatwiej i chętniej zabieram się do tego żeby również im pomóc - nawet kiedy nie jest to konieczne i nikt mnie o to nie prosi :)
    A jeśli chodzi o poranne psalmy... to życzę Ci żebyś wytrwała w tym w ciągu roku szkolnego - kiedy trzeba będzie rano wstać ;P Ja w III klasie liceum postanowiłam odmawiać rano jutrznię... udało mi się to przez ok 1,5 miesiąca, potem jeszcze zdarzało mi się to robić w autobusie (w domu już nie wyrabiałam), ale mimo wszystko w tym roku zamierzam podjąć to po raz kolejny ;-) (tzn nie przerywać, bo teraz też się modlę ;D) Pozdrawiam i życzę dalszych owoców i wzrastania :)

    OdpowiedzUsuń
  5. miłość to też postawa.? bardzo tego potrzebowałam. pozdrawiam Cię <3

    OdpowiedzUsuń